Nowości, tendencje, analizy, opinie

Zakupy po domowemu

6 sty 2008 | opublikował | Kategoria: Artykuły przemysłowe i spożywcze, Tendencje

Wiadomo – to, co domowe, jest najlepsze, najzdrowsze, najsmaczniejsze. A jeśli już nie całkiem domowe, to chociaż od sprawdzonego producenta, najchętniej małej, często rodzinnej firmy. Właśnie o takie produkty coraz częściej pytają klienci, to one mogą się stać „magnesem”, który sprawi, że wybiorą właśnie ten, a nie inny sklep.

W sprzedaży mamy majonezy babuni, konfitury babuni, pierniki babuni – ale to wszystko tylko z nazwy przypomina pyszne produkty wykonane rękami babć. Duże koncerny uciekają się do takiego chwytu marketingowego, aby skusić klienta do zakupu swoich towarów. Jednak w sklepach nie od dziś pojawiają się produkty, które faktycznie nie zeszły z taśmy produkcyjnej w wielkim zakładzie, ale powstały nakładem sił niewielkiej grupki ludzi, którzy włożyli w ich wytworzenie sporo serca, zamiast konserwantów.

Grunt to dobra sława
Głośna stała się niedawno historia emerytek z Łodzi. Otóż panie postanowiły dorobić sobie do emerytury, piekąc domowym sposobem ciasta. Wypieki wstawiały do osiedlowych sklepów. A te nie mogły opędzić się do klientów, którym wyjątkowo smakowały szarlotki i serniki, przygotowane według receptury z zeszytu babuni. Oczywiście przy okazji kupna ciasta klienci pakowali też do siatek inne rzeczy. Czy takie domowe wyroby to przyszłość handlu? – Ciast pieczonych w domach czy konfitur gotowanych na domowej kuchni nie mamy w swoim sklepie – mówi Krzysztof Biel, właściciel sklepów w Małopolsce. – Natomiast z chęcią popieramy lokalnych producentów. Chociażby piekarzy. Chleb to przecież produkt pierwszej potrzeby, musimy go mieć codziennie. Nasi klienci chcą, aby był smaczny i nie nafaszerowany konserwantami. Dlatego zaopatrujemy się u lokalnego piekarza, który cieszy się w okolicy dobrą sławą.

Uwaga na Sanepid
Jednak przy domowej produkcji czegokolwiek, a potem sprzedaży takich towarów trzeba uważać. Łatwo napytać sobie biedy, bo do akcji może wkroczyć Sanepid czy Urząd Skarbowy. Inspekcja Sanitarna raczej nie zatwierdzi domowej kuchni jako zakładu wypiekającego ciasta, robiącego sałatki czy przetwory. Wszelkie sklepy, badane przez pracowników Sanepidu, są kontrolowane także pod kątem sprzedaży żywności, która nie pochodzi z zatwierdzonych przez właściwe instytucje firm produkcyjnych.
Jeżeli przedsiębiorca produkuje żywność, którą chce dostarczać do sklepów, musi złożyć wniosek o wpis do rejestru zakładów i o zatwierdzenie zakładu na co najmniej trzydzieści dni przed rozpoczęciem planowanej działalności. Decyzję w sprawie zatwierdzenia wydaje powiatowy inspektor sanitarny, który prowadzi też rejestr firm, podlegających urzędowej kontroli Sanepidu. Takie zakłady są zobowiązane do przestrzegania norm unijnych i przepisów krajowych, czyli ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia.
Zgodnie z normami unijnymi żywność można produkować tylko w odpowiednio wyposażonych pomieszczeniach i w określonych przepisami warunkach higienicznych. W przeciwnym wypadku trzeba spodziewać się kar finansowych. A nawet sprawy w sądzie, jeżeli inspektorzy stwierdzą np. że produkcja odbywa się w warunkach urągających zasadom higieny.

Podatki od ciasta
Trzeba pamiętać też o przepisach podatkowych. Jeżeli jakaś osoba piecze ciasta, czy robi dżemy w „sposób zorganizowany i ciągły” – jak to określają przepisy – w celach zarobkowych, to taka produkcja ma znamiona działalności gospodarczej i podlega wszelkim prawom i obowiązkom z tego wynikającym. Czyli powinna być zarejestrowana, ewidencjonowana i rozliczana zgodnie z przepisami prawa podatkowego. Natomiast właściciel sklepu winien traktować legalnych producentów domowej żywności w taki sposób, w jaki traktuje pozostałych dostawców: czyli przyjmuje towar, odbiera dokumenty potwierdzające dostawę, ewidencjonuje towary, sprzedaje i ewidencjonuje tę sprzedaż.
Gospodynie, które na razie nie chcą zakładać firmy, ale marzą o tym, aby popisać się swoimi wypiekami, mają szanse aby zaprezentować się światu. Swoje wyroby mogą dostarczać np. na okolicznościowe imprezy – festyny, jarmarki. Osoba, która przygotowuje i podaje żywność sporadycznie i na małą skalę, nie może być uznana za przedsiębiorcę. A co za tym idzie nie podlega przepisom sanitarnym.

Klienci sami doradzą
Wyroby „domowej roboty” cieszą się sporym powodzeniem. Nie muszą być wcale produkowane w zaciszu domowej kuchni. Chodzi głównie o to, aby były zdrowe i miały własny, indywidualny smak. Nie od dziś wiadomo, że klienci polecają sobie nawzajem np. sklepy, w których można kupić świetne sałatki czy ciasteczka, inne i lepsze od tych produkowanych i sprzedawanych masowo. – Mamy w ofercie ciasta od znajomego, sprawdzonego cukiernika – mówi Anna Czepiczek, prowadząca sklep w Częstochowie. – Ktoś nam polecił tę niedużą firmę, spróbowaliśmy i posmakowało. Zarówno nam, jak i przede wszystkim klientom. Sprzedają się bardzo dobrze, ludzie o nie wypytują. Podobnie jest z wędlinami. Też mamy zaprzyjaźnionych dostawców. Zresztą, to klienci sami często podpowiadają nam, u jakich producentów powinniśmy zamawiać towary, żeby były dobrej jakości.
Nie sposób przy tym nie zauważyć, że za niepowtarzalne, produkowane na małą skalę smakołyki przyjdzie z reguły drożej zapłacić. Metodą tradycyjną uzyskuje się przecież mniej produktu niż przy produkcji masowej, fabrycznej. Ale to, co dobre, musi mieć swoją cenę.

Katarzyna Biedrzycka

Tagi: , ,

Dodaj komentarz

Musisz być zalogowany to post a comment.